MENU ↓
powróć na start

Gruzja bez Granic edycja 2023, czyli nasz pierwszy wyjazd zagraniczny po dłuższej przerwie. 26 września – 3 października 2023. Idealny czas i idealna lokalizacja, kiedy w Polsce pogoda mniej już sprzyja wszelkim plenerowym szaleństwom. Uciekliśmy, wiec w region gdzie przez prawie cały pobyt temperatura nie spadała poniżej 23 stopni, a deszcz padał tylko ostatniego dnia i faktycznie to była prawdziwa ulewa. Widocznie nie tylko my żałowaliśmy że wyjeżdżamy.

Na początek to, trudno powiedzieć, że dobry, czego najbardziej się obawialiśmy, jako newralgicznego momentu oczywiście musiało się wydarzyć! Na lotnisku w Gdańsku skąd ruszaliśmy na początek prawie 3 godzinne opóźnienie samolotu, a potem akcja pod hasłem „overbooking”, czyli kogo najlepiej będzie się pozbyć żeby nie robili zamieszania i nie sprawiali problemów? Oczywiście zepsutych, jako „trudnego klienta”. To zresztą podobno standardowa praktyka WizzAir gdzie sprzedawane jest więcej biletów niż miejsc w samolocie. Utarczka słowna, a właściwie niezła jatka trwała ponad 20 minut, ponieważ podczas odprawy na wszelkie sposoby starano się nam wytłumaczyć, że nie polecimy. Byliśmy tak zdezorientowani i zdeterminowani, że gdybyśmy nie znaleźli się w samolocie sprawą pewnie zajęłyby się media. Na szczęście się udało i szczęśliwie wystartowaliśmy z Gdańska by bezpiecznie wylądować w Kutaisi. Jednak całe to zamieszanie „zżarło” nam jako organizatorom mnóstwo nerwów. Tak nerwowo nie było jeszcze chyba nigdy!

Pierwszego dnia tak żeby się nie zamęczyć po nocnym locie i innych wrażeniach wybraliśmy się na małe zwiedzanie Kutaisi, które zresztą było „naszym” domem na czas pobytu w Gruzji. Odwiedziliśmy lokalny targ ze wszelkimi regionalnymi smaczkami i smakołykami oraz genialną restaurację, ale nie taką dla turystów tylko dla tubylców, co było gwarancją przepysznego jedzenia. Od pierwszego posiłku się tam zadomowiliśmy i wracaliśmy przez cały pobyt w Gruzji.

Dla tych którzy chcą w Gruzji znaleźć perełkę Europejskich atrakcji turystycznych w wielkomiejskim formacie polecamy Tbilisi. To zdecydowanie wielka europejska stolica. Głośno, tłocznie, ale zarazem pięknie. Zdecydowanie polecamy na dzień lub dwa. Szkoda nie zahaczyć o wiele perełek miejskiego zwiedzania. Musicie jednak wiedzieć że z perspektywy osób które mają trudności w poruszaniu się to architektoniczno – barierowy koszmarek, który jednak jest na tyle wart zobaczenia, że nie odpuściliśmy lekko nie będzie bo o dostosowaniu miasta nie ma mowy. Dość sporo energii kosztował nas ten miejski maraton pełen zmagań z architektoniczną nie przyjazną rzeczywistością.

Byliśmy też w Batumi, który uznajemy za Gruziński raj dla turystów mieszczuchów, którzy uwielbiają zabytki usytuowane w pięknym plenerowym otoczeniu. Nie sposób się tu nudzić i nie wpadać w zachwyt. Jest po prostu pięknie. W plebiscycie Batumi, czy Tbilisi zdania są mocno podzielone. Jednak Batumi jako miasto w pełnej krasie nastawione na turystów jest też infrastrukturalnie dużo lepiej przystosowane do ich najróżniejszych potrzeb czy niepełnosprawności. Musimy przyznać z pełnym przekonaniem że ten dzień zupełnie nas nie zmęczył, a wyłącznie zachwycił. Kąpaliśmy się w genialnie ciepłym Morzu Czarnym i naprawdę było czarno. Widzieliśmy też delfiny, które niestety nie były zbyt towarzyskie i nie chciały popływać z nami J

Być w Gruzji i nie zobaczyć pięknego krajobrazu Drogi Wojennej? Byłby to błąd którego absolutnie nie zamierzaliśmy popełnić. żeby porządnie ją zobaczyć potrzeba 3 lub 4 dni. Nie mieliśmy takiej opcji, więc zdecydowaliśmy się na co najmniej „nieco” karkołomną, wielogodzinną przeprawę samochodem, ale było warto bo  tych widoków po prostu nie można nie zobaczyć i choć bolały nas i tyłki i kręgosłupy to z całą pewnością było warto, bo tego co widzieliśmy nie sposób opisać. Widoki z wysokości 2400m n.p.m. działają na wyobraźnie i jeśli się tam jest trzeba to zobaczyć i tyle. W górach obowiązkowo musieliśmy zobaczyć Klasztor Świętej trójcy, który jest Ikona atrakcji turystycznych w Gruzji

Na dzień przed wyjazdem wybraliśmy się w miejsce, którego historii nie sposób zapomnieć. Kościół i pustelnia, czyli maczuga skalna w wiosce Katskhi. Początki usytuowanego tam monastyru sięgają VI-VIII wieku. Jeszcze do 2015 roku w żył tam prawdziwy pustelnik. Mieszkał w chatce usytuowanej na 40 metrowej kamiennej kolumnie. Na którą wspinał się po drabinie z drutu. Przez cały dzień naszego zwiedzania było sporo wysokości. Widzieliśmy podniebne miasto Cziatura, gdzie osiedla mieszkalne są wybudowane na zboczach gór, a komunikacja publiczna odbywa się siecią kolejek linowych. Poza tym ten dzień to przede wszystkim góry, góry, góry i.... widoki ze zwiedzaniem starożytnego skalnego miasta Uplisciche.

Nasz ostatni dzień w Gruzji przeznaczyliśmy na odpoczynek, relaks i gorące źródła, czyli spa w gruzińskim wydaniu w nieco zaskakującym, ale doborowym towarzystwie kóz, krów, świń J Jesteście zdziwieni? A może się śmiejecie? Nie m się co nabijać, bo kto był w takim spa? Dosłownie na łonie natury! Nam ten niepowtarzalny charakter i koloryt naszych zabiegów odmładzająco – upiększających bardzo, bardzo odpowiadał.

Czytając tą relację sami widzicie jak wiele się działo i nie sposób nie stwierdzić że nie było mega intensywnie czyli jak zawsze gdzieś w świecie z Podróżami bez Granic, bo nie chcemy uronić i stracić ani minuty.