Jak zawsze niecierpliwie czekaliśmy na wyjazd z Fundacją bez Granic, na kolejny odcinek szlaku rowerowego GreenVelo. 19 maja 2019 doczekaliśmy się – wyjechaliśmy do Kętrzyna. Był to dla nas już drugi taki wyjazd i z większością uczestników spotykaliśmy się po roku, ale były też nowe osoby. Szybko zintegrowaliśmy się i atmosfera była jak zawsze na wyjazdach Fundacji super. Nikt nie zauważał że mamy jakieś ograniczenia -przecież my wszystko damy radę zrobić ;)
Oczywiście było kilka osób do pomocy, ale i one przecież uczestniczyły także w wyprawie. To była jedna zgrana ekipa. Pogoda w prognozach nie zapowiadała się dobrze, bo miały być deszcze, a jednak nasz optymizm chyba rozgonił te chmury. Deszcze i burze przychodziły tylko po zakończeniu jazdy, gdy już byliśmy na miejscu noclegu. Pierwszy nocleg był w hostelu w Kętrzynie, a kolacja integracyjna w pobliskiej pizzerii i sympatyczne zapoznanie się z całą paczką.
20 maja, trasa 25 km: Kętrzyn - Srokowo
I zaczęliśmy pierwszy dzień jazdy. Tempo dostosowano do wszystkich uczestników wycieczki. Dla nas akurat rekreacyjne, przyjemne, bez wysiłku... Dzięki Fundacji w tym roku mieliśmy okazje poznać chyba jeden z najbardziej malowniczych regionów Polski – Mazury. Przyjemnie się jedzie między lasami i przebijającymi przez drzewa wodami jezior. Czasem trasa prowadzi nad samym jeziorem, a tempo jazdy pozwala podziwiać naturę. W przerwie trasy mamy posiłek w plenerze. Ech, czego chcieć więcej !
Fajne w tych naszych wyprawach rowerowych jest też to nie wracamy do tego samego miejsca. Zawsze mamy inną kwaterę.
Pierwszy dzień po jeździe zatrzymaliśmy się w gospodarstwie agroturystycznym w miejscowości Srokowo. Mieliśmy całą posesję tylko dla siebie. Posiłek przygotowaliśmy na dworze pod wiatą (i dobrze że była, bo akurat zaczęło padać i w okolicy było słychać odgłosy burzy). Po dniu spędzonym na rowerze szybko się zasnęło.
21 maja, trasa 28 km: Srokowo - Węgorzewo
Kolejny etap naszej wyprawy to Węgorzewo. Zanim jednak tam trafiliśmy, w połowie trasy, zwiedziliśmy kompleks z II Wojny Światowej Mamerki. Weszliśmy nawet do bunkra mimo, że parę osób na co dzień używa wózka i wydawałoby się, że może to być trudne… Ale dla tej ekipy nie ma rzeczy niemożliwych. Potem zwiedziliśmy dalszą część tego kompleksu, niektórzy nawet weszli na punk widokowy na jego terenie. Po ciekawym i intensywnym zwiedzaniu ruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem naszą bazą noclegową był Żeglarski Ośrodek Szkoleniowy „Róża Wiatrów”, gdzie spaliśmy w domkach kilkuosobowych. Dzień zakończyliśmy kolacją – grilem i długimi rozmowami do czasu, aż nie doszliśmy do wniosku że pora paść w objęcia morfeusza ;)
Plusem tych wyjazdów jest też to że poznajemy w takim ośrodku jak żyją sprawni turyści albo dzieci i młodzież na koloniach i obozach - np.trzeba przejść pół kompleksu żeby dojść do łazienek i toalet… Istna szkoła przetrwania J
22 maja, trasa 29 km: Węgorzewo - Bociany
Celem kolejnego etapu podróży było gospodarstwo agroturystyczne w Bocianach. Trasa była dobra, asfaltowa, podziwialiśmy dalej uroki Mazur. Posiłek w połowie trasy i lekki odpoczynek, niektórym nie chciało się ruszyć dalej, mięśnie powili dają się we znaki. W końcu pojechaliśmy dalej i droga po pewnym czasie przeszła w polną, z mnóstwem mniejszych i większych kamyków. Trochę trzęsło. Czuliśmy się jak na fotelach z masażem wibracyjnym, a niektórym się nawet urywały błotniki. Zaczynaliśmy się pomału martwić się o nocleg, ale jak się okazało niepotrzebnie. Było bardzo komfortowo. Duże, ładne pokoje, z osobnymi łazienkami to był luksus w porównaniu z poprzednią nocą. Zjedliśmy smaczną kolację, którą przygotowali nam gospodarze, a następnie przed snem spotkaliśmy się pod daszkiem, by wspólnie spędzić czas.
23 maja, trasa 47 km: Bociany - Filipówka
Powrót do Kętrzyna. To ostatni dzień naszej wyprawy. Niektórzy już powoli czuli kilometry w nogach, a jeszcze nie wiedzieli że to będzie rekordowy odcinek trasy bo prawie 50 km. Pierwszym przystankiem była miejscowość nadgraniczna Korsze - tam zjedliśmy obiad. Po obiedzie ruszyliśmy już w drogę do zamówionego hostelu. Okazało się tuż przy wjeździe do miasta, że hostel pomylił daty naszego noclegu i nie ma w nim miejsc! A do tego zaczynała powoli psuć się nam pogoda. Nastąpiło małe poruszenie, ale władze naszej Fundacji potrafią poradzić sobie w każdej sytuacji. Musieliśmy tylko nadłożyć parę kilometrów i tym razem naszym miejscem docelowym okazał się zajazd Zacisze w Filipówce. Było baaardzo komfortowo J
Stąd następnego dnia rozjechaliśmy się do domów.
To była niezapomniana, pełna wrażeń wyprawa. Wielkie słowa wdzięczności i uznania należą się organizatorom – Fundacji „Podróże bez Granic”. Z niecierpliwością czekamy na następną edycję.
Paweł Walak
Jacek Paciorkowski