Zapraszamy do lektury... słowa Karoliny mówią wszystko...
MÓJ BERLIN Z FUNDACJĄ PODRÓŻE BEZ GRANIC
Był październik roku 2018, gdy złociejące liście, którym nie chciało się już wisieć na drzewach zaczęły opadać w parku Tiergarten, przy wtórującym im promieniom zadziwiająco ciepłego jak na tę porę roku słońca. Do Berlina zawitała "złota polska jesień", a wraz z nią kilkanaścioro wycieczkowiczków z Fundacji Podróże Bez Granic. Przybyli pociągami z Gdyni i Warszawy, by zobaczyć na własne oczy to niesamowite miasto, tchnące nowoczesnością wyrastającą obok monumentalnych historycznych gmachów i poprzetykane pamiątkami po przerażającym Murze i okrutnej Wojnie.
Wysiadając na głównym dworcu Hauptbahnhof nie wiedzieliśmy jeszcze, że zobaczymy Berlin z dołu i z góry, że czeka na nas dwoje przewodników, którzy przez kilka dni będą odkrywać tajemnice tego miasta nad Szprewą, a słońce ani na chwilę nie przestanie nam towarzyszyć w tej wędrówce.
PANORAMA BERLINA. Mówią, że Berlin najpiękniej wygląda z wieży telewizyjnej górującej nad miastem. Nie dane nam było się o tym przekonać, gdyż podobno wieża nie wytrzymałaby na raz tylu wózkowiczów (przepisy pożarowe?). Los nam jednak sprzyjał i niebawem nadarzyła się niejedna okazja do oglądania panoramy miasta.
Na taras widokowy Panorama Punkt przy Potsdamer Platz wjechaliśmy błyskawiczną windą w kilkanaście zaledwie sekund pokonując ponad 20 pięter budynku Kollhoff Tower, z zastrzeżeniem, iż jednocześnie na tarasie przebywać mogą tylko 2 wózki (znów przepisy pożarowe?). A Berlin z góry jest wspaniały...
Jeszcze piękniej wygląda ze szklanej kopuły monumentalnego Reichstagu i tarasu u jej podstawy, gdzie na umówioną godzinę pędziliśmy ile sił w nogach/oponach pokonując przeszkodę w postaci nieczynnej windy w tunelu S-Bahnu (to taka ichnia SKM-ka), jednej z dwóch niedziałających na naszej trasie, by udowodnić zdziwionym przechodniom, iż pokonanie kilkunastu schodów wychodzących z tunelu to pikuś. No, może nie pikuś, ale kto mógł wziął kogoś "pod pachę" i się udało. Jakim cudem? Nie pomnę, to był moment :) Opłaciło się.
Winda w Reichstagu już czekała, by dowieźć nas na górę. Jeszcze tylko trzeba się było wdrapać po spiralnej platformie na szczyt kopuły (co poniektórym pchanie wózka pomogło zapomnieć o lęku wysokości), a tam już czekało na nas zachodzące słońce nad Berlinem, z sylwetą wieży telewizyjnej i Kolumną Zwycięstwa na zachodzącej tarczy. Bezcenne. Warto też było przejść taras wszerz i wzdłuż, bo tu na tympanonie są jeszcze słowa cyrylicą pisane, znak że niegdyś żołnierze radzieccy z tego miejsca "podziwiali miasto".
Nadto ci, którzy w piątek do Muzeum Techniki się wybrali mogli na miasto raz jeszcze zerknąć z platformy jednego z nowoczesnych budynków tegoż przybytku, wprost spod zawieszonego na nim alianckiego samolotu Douglas C-47.
BERLIŃSKIE SYMBOLE. Niezaprzeczalnie w panoramie dominuje wieża telewizyjna, jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Berlina. Widać ją dosłownie z każdego miejsca, w którym byliśmy. Zaś wprawne oko dojrzy refleksy światła na jej kuli układające się w kształt krzyża, co o zgrozę przyprawiało jej pomysłodawców, dla których miała być dumą enerdowskiej nowoczesności i myśli technicznej. Witała nas po sąsiedzku na Oranienburger Str., gdzie górując ponad błyszczącą kopułą Nowej Synagogi zamykała majestatycznie widok ulicy.
Z tego miejsca, z naszej bazy wypadowej rozpoczynaliśmy wszystkie spacery po Berlinie Wschodnim, a nieodzownym naszym towarzyszem był Ampelmann. To charakterystyczny ludzik sygnalizacji świetlnej spotykany tylko w tej części miasta, znacznie odbiegający swym wyglądem od typowych znaków sygnalizacyjnych. W swym radosnym kapeluszu na głowie, idąc dziarskim krokiem migał dla nas w wersji zielonej, a na czerwono nakazywał zatrzymać się przed przejściem. I tak Amplemann świeci dla przechodniów już ponad 50 lat, pozostawiony jako pamiątka po podziale miasta, a każdy może go zabrać do domu, gdyż jest głównym bohaterem wszelkiej maści berlińskich pamiątek.
Ci, których nie urzekł sympatyczny ludzik mogli nabyć certyfikowany ponoć pamiątkowy kawałek Muru. Wprawdzie dziś Mur jest już tylko wspomnieniem, ale to wspomnienie jest wszechobecne we wschodnim Berlinie. Widzieliśmy zarówno jego pozostawione fragmenty w Miejscu Pamięci Muru Berlińskiego (Gedenkstätte Berliner Mauer) jak i symbolicznie zaznaczone miejsca jego przebiegu. Szliśmy wzdłuż cienkiej brukowanej linii z napisem "Berliner Mauer 1961-1989" wzdłuż ulicy Bernauer Str. spoglądając na zdjęcia na okolicznych budynkach. To historie ucieczek, ofiar, rozdzielonych rodzin i żołnierza Hansa Conrada Schumanna. To ta smutniejsza strona Muru. Okrutna ta budowla ma dziś również nieco oswojone oblicze w postaci East Side Gallery, gdzie długi jej odcinek stał się multikolorową galerią street artu. My podziwialiśmy ją na całej długości, z sesją fotograficzną przy muralu ze słynnym pocałunkiem Breżniewa i Honeckera, by zakończyć całodzienną wędrówkę śladami Muru przy kawie lub czymś chłodniejszym, w przytulnym alternatywnym zakątku kawiarnianym nad rzeką nieopodal murali. Podobnie wymalowane kawałki tej historii napotkaliśmy na Potsdamer Platz i na tarasie Panorama Punkt.
I wreszcie najpiękniejszy spośród berlińskich symboli. Oparta na antycznych budowlach, pomyślana jako Brama Pokoju - wspaniała Brama Brandenburska. Nie można przejść obok niej obojętnie, trzeba przejść przez nią. Zatem przeszliśmy. Jak niegdyś władcy, jak uroczyste wjazdy, jak szumne pochody, jak rewolucje, manifestacje. Brama przez ponad 200 lat była świadkiem najważniejszych berlińskich wydarzeń. Pamięta jak wieńczącą ją kwadrygę zawłaszczył Napoleon i nazistowskie pochody z tej niechlubnej historii. Dziś wita razem z Berlińczykami Nowy Rok, a dla nas otwiera widok na ulicę Des 17. Juni ze złociejącą w jesiennym słońcu Kolumną Zwycięstwa (Siegessäule) i Tiergarten (to ten park z leniwymi liściami). Z drugiej zaś strony Pariser Platz i lipową ulicę Unter den Linden z ambasadami i słynnym Hotelem Adlon.
WIELKIE GMACHY I WOJNA. Wsłuchani w opowieści naszej przewodniczki mijaliśmy wspaniałą zabudowę wzdłuż Unter den Linden, by dojść do Bebelplatz z monumentalną historyczną architekturą opery (Staatsoper), katedry St. Hedwigs i Biblioteki, by spojrzeć w dół przez szybę w kamiennej posadzce placu na małe pomieszczenie z pustymi regałami, pamiątkę po niechlubnej dacie 10 maja 1939 roku, kiedy tysiące książek spłonęło na nazistowskim stosie. Podnosząc wzrok, po drugiej stronie ulicy dumnie prezentował się Uniwersytet Humboldta. Dalej było już tylko piękniej. Gendarmenmarkt z reprezentacyjnym Konzerthaus Berlin, a po obu jego stronach kościoły francuski i berliński prześcigające się, który dostojniejszy.
No i wyspa. Nie tropikalna, muzealna. Traf chciał, iż plany zwiedzania Muzeum Pergamońskiego pokrzyżowała nam kolejna remontowana winda. Stąd też jego cuda nie miały przyjemności się nam zaprezentować, ku rozpaczy tej części naszej grupy, która żądna starożytności była, a zapewne ku uciesze tych, którzy od muzeów zwykli stronić. Im jednak los spłatał figla, gdyż do katedry Berliner Dom wjechaliśmy windą już działającą, by wnętrzem jej przebogatym eklektycznym się zachwycić i krótkiego koncertu organowego doświadczyć.
Długo by opowiadać o majestatycznych budowlach z lat świetności Berlina, chociaż chwilami miasto wygląda jak wielki plac budowy. Rosną nowe szklane gmachy, domy, kamienice, jak dworzec Hauptbahnhof, budynki rządowe, czy wieżowce na Potsdamer Platz.
Historia, nowoczesność i myśl techniczna mieszkają pod jednym dachem w ogromnym kompleksie Muzeum Techniki, które piątego dnia pobytu część grupy wybrała jako alternatywę dla byczenia się na Tropical Island. To ten rodzaj muzeum, gdzie nawet największa maruda znajdzie coś dla siebie. W kilku budynkach, w tym dawnym budynku lokomotywowni dworca Anhalter Bahnhof, jest dosłownie wszystko, od pierwszych komputerów, telefonów, radioodbiorników, maszyn i silników wszelakich, statków, samolotów, aut i pociągów, porcelany, tkanin, zegarów, cukru (!), po ogromne kobiece alegorie dnia i nocy z dawnego i makietę tczewskiego mostu i przepyszny Apffelstrudel w przerwie zwiedzania. Uff, sporo tego.
Wśród tej całej nowoczesności i historyczności zaskoczył nas labirynt podwórzy/dziedzińców przy Hackesche Höfe. Tu na chwilę zapomina się o wielkomiejskich zgiełku w kameralnym klimacie tej plątaniny kamienic z kawiarenkami, kinem, sklepikami, pamiątkami z naszym dobrym znajomym Ampelmannem. Tuż za nimi alternatywna część z muralami, dziwnymi gadżetami i muralem z Anną Frank na domu jej pomięci.
I pośród tych wszystkich ulic i uliczek, parków i kamienic Berlin pokazuje nam ślady po przerażającej Wojnie. To ta smutniejsza strona miasta. Pomnik Ofiar Holocaustu, pamiątkowe tablice pamięci uwięzionej opozycji przy Reichstagu, plakietki na chodnikach z imionami zamordowanych Żydów, zniszczony żydowski cmentarz, miejsce pamięci pomordowanych Romów, czy nawet pozostawiony fragment przepięknej fasady ogromnego dworca Anhalter Bahnhof. Berlin nie pozwala nam o tym zapomnieć, każąc zadać pytanie "Quo vadis"...
KOMUNIKACJA. Tymczasem my zmierzaliśmy ku naszej berlińskiej przygodzie oprócz sił własnych i osobistych pojazdów testując różne rodzaje berlińskiej komunikacji od autobusów, poprzez tramwaje, S-Bahn, metro (U-Bahn). Na Oranienburger Str. pod hostelem mogliśmy skorzystać z tramwaju, a tuż za pięknym budynkiem pocztowym był przystanek S-Bahnu. W większości pojazdów nie mieliśmy większych problemów, gdyż wszystkie są niskopodłogowe. Czasem jednak komunikacja płatała nam figle i zdarzało się, że wysokość niskiej podłogi nie była zsynchronizowana z wysokością przystanku, a niekiedy kierowca w pojazdach naziemnych musiał uruchomić platformę. Na każdej stacji i dworcu są windy, choć czasami trzeba było ich trochę poszukać, z reguły działają oprócz tej jednej nieszczęsnej wcześniej wspomnianej. Bilety na komunikację są wspólne z możliwością wyboru opcji całodziennej z biletomatów "mówiących" również po polsku. Nie zawsze dane nam było zmieścić się do jednego autobusu, tzn. zmieściliśmy się, ale ku niezadowoleniu kierowcy, bo za dużo wózków na raz (też przepisy ppoż?). Po jednej z takich przygód musieliśmy się rozdzielić, ale przy okazji trafiliśmy na festiwal iluminacji na placu przy Marienkirche, a zachwycająca gra animacji na kościele i znajomej wieży TV zrekompensowała niedogodności.
Jednak większość trasy z przewodnikiem podążaliśmy pieszo/na kołach. A przewodnicy nas nie oszczędzali, chcąc pokazać jak najwięcej. Podobnie berlińskie historyczne bruki, zabytkowe płyty i wysokie krawężniki. Pomagając sobie wzajemnie daliśmy radę. Cóż, zwiedzanie bywa męczące. Ale opłaciło, zwłaszcza iż w hostelu na strudzonych wycieczkowiczów czekała zawsze pyszna kolacja i przyniesione ze spaceru wrażenia.
EPILOG. Słońce nadal grzało mocno, a liście wciąż złociły się i leniwie opadały w parku Tiergarten, gdy nadszedł dzień wyjazdu z miasta nad Szprewą. Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie z pociągu na miasto historyczne i nowoczesne, monumentalne i kameralne, podzielone i zjednoczone, smutne i dumne. Miasto z wielką klasą...
Pozdrawiam, Karolina
PS. Jakkolwiek wszystkie przedstawione tu wydarzenia i miejsca są autentyczne, to zachwyty i emocje przemycone w niniejszym tekście są jedynie subiektywną oceną autorki.
Galeria zdjęć z wyjazdu: https://fundacja.podrozebezgranic.pl/info/2015/berlin-bez-granic-2018/
Wyjazd do Berlina dofinansowany jest ze środków otrzymanych od Szkoły Językowej – Angielski dla Dzieci EARLYSTAGE.
______________________________________________
Zapraszamy was wreszcie na od dawna wyczekiwany kolejny wyjazd zagraniczny Fundacji Podróże bez Granic. Długo zajęła nam decyzja gdzie udać się tym razem i po wielu za i przeciw padło na… BERLIN, miasto pełne historii, pięknych zabytków i idealnych miejsc do integracji!
Żeby jednak nie było, że jest to zwykła wycieczka, przed nami będzie trochę wyzwań.
Jedziemy do Berlina pociągiem, a miasto będziemy odkrywać na piechotę oraz komunikacją miejską. Trzy dni zwiedzać będziemy wszystkie zakątki miasta z przewodnikiem, a co zrobimy czwartego dnia... zależy od was - czy będzie to dzień na Tropikalnej Wyspie? Zwiedzanie Poczdamu? A może po prostu dzień wolny na rozkoszowanie się urokami Belina? Wszystko zależy od was! W deklaracji uczestnictwa będziecie mogli wskazać swój wybór - najbardziej popularna opcja "wygra" i tak właśnie spędzimy wspólnie ten dzień.
Ponadto, w Berlinie spotkamy się z lokalnymi działaczami na rzecz innych tj. polaków działających na rzecz imigrantów, postaramy się z nimi spotkać, poznać, zrozumieć temat i wyrobić własne zdanie nie oparte tylko na tym co pokazują media.
No i na koniec, z wyjazdu stworzyć chcemy kolejny "przewodnik" opisujący dostępność odwiedzonych przez nas miejsc, a więc każdy z uczestników zobowiązany będzie do przygotowania relacji i opisu dostępności miejsc z perspektywy własnej niepełnosprawności.
Nasza grupa będzie składać się będzie z 18 uczestników, w tym ok. 13-14 osób z niepełnosprawnością oraz 4-5 asystentów, w tym przedstawicieli Fundacji.
Zakwaterowani będziemy w hostelu Generator Hostel Mitte w pokojach wieloosobowych z łazienką, oraz z piętrowymi łóżkami (dla osób, które fizycznie są w stanie samodzielnie na górę wejść). Pokoje co do zasady nie są dostosowane, ale do dyspozycji grupy będzie dostosowana łazienka na korytarzu.
KIEDY?
Wyjazd: 8 października (poniedziałek), z Warszawy, pociągiem o godzinie 12.30.
Powrót: 13 października (sobota), dojazd do Warszawy o godzinie 16.00.
PROGRAM:
8.10. Poniedziałek.
11.30 – zbiórka na Dworcu Centralnym.
12.30 – odjazd pociągu do Berlina.
19.16 – dojazd pociągu do Berlina.
Zakwaterowanie w hostelu Generator Mitte.
Obiadokolacja w hostelu.
Wieczorna integracja.
9 - 12.10. Wtorek/ Środa/ Czwartek
Śniadanie.
10.00 – 16.00 – zwiedzanie miasta z przewodnikiem.
18.00 – obiadokolacja.
Integracja. Spotkanie z grupą lokalnych działaczy na rzecz imigrantów.
12.10. Piątek
Śniadanie.
Do wyboru (zaznacz preferowaną opcję w deklaracji uczestnictwa):
Dzień na Tropikalnej Wyspie - miejscu pełnym palm, plaż i basenów nieopodal Berlina, gdzie zawsze panuje rajska temperatura i cudownie letnia atmosfera. Zdjęcia i informacje: https://www.tropical-islands.de/pl/galeria-zdjec/strefa-tropikalna/
Zwiedzanie Poczdamu - przepięnego miasta, pełnego bajkowych pałaców i tysiącletniej historii. Informacje: https://www.podrozepoeuropie.pl/poczdam-zwiedzanie/
Beztroskie nicnierobienie czyli dzień wolny w Berlinie:)
13.10. Sobota
Śniadanie.
9.37 - odjazd pociągu do Warszawy
16.00 – przyjazd pociągu do Warszawy
Zakończenie wyjazdu.
CENA WYJAZDU:
1000 zł – cena dotyczy osoby z niepełnosprawnością. Asystenci osób z niepełnosprawnością: 500 zł.
W pierwszej kolejności na wyjazd akceptowani będą asystenci osób potrzebujących wsparcia we wszystkich czynnościach dnia codziennego.
Cena wyjazdu obejmuje:
Co zrobić aby wziąć udział w wyjeździe:
Numer konta Fundacji: mBank: 96 1140 2017 0000 4702 1297 1748
Tytułu przelewu: Imię i nazwisko_Berlin bez Granic 2018”
W przypadku braku wpłaty w określonym terminie na wyjazd zakwalifikowana zostanie osoba z listy rezerwowej.
Podejmując decyzję o zakwalifikowaniu uczestnika do grupy będziemy kierować się tym, aby grupa była maksymalnie zmotywowana oraz zróżnicowana pod kątem płci, wieku, niepełnosprawności, czy doświadczenia podróżniczego. W przypadku otrzymania zbyt dużej liczby zgłoszeń pozwalającej na racjonalny wybór zastrzegamy sobie prawo do wyłonienia uczestników drogą losowania. :)
OBOWIĄZKI UCZESTNIKÓW/ ASYSTENTÓW:
Wyjazd do Berlina dofinansowany jest ze środków otrzymanych od Szkoły Językowej – Angielski dla Dzieci EARLYSTAGE.