MENU ↓
powróć na start

Zapraszamy do lektury relacji i wrażeń ze spływu kajakowego "Kajaki bez Granic" organizowanego w ramach projektu "Dostojne srebro, żywe złoto - aktywni razem!" Dziękujemy wszystkim uczestnikom i wolontariusze za atmosferę i zaangażowanie!

Galerie zdjeć i filmy z wyjazdu: Galeria na stronie fundacji oraz Galeria na Facebooku


Wersja krótka. Autor: Grzegorz Wojak


Wersja długa. Autor: Grzegorz Wojak

Relacja Jerzego:

mam na imię Jerzy i byłem uczestnikiem spływu kajakowego rzeką Wdą z zakwaterowaniem w Borsku. Nie był to mój jedyny i pierwszy kontakt z tego typu rekreacją ale ponowny od kilku lat.

Sądziłem, że wiem czego się spodziewać ale nieprzewidywalne warunki pogodowe, dzika uroda rzeki, wysiłek fizyczny orza mój wiek (a mam
już albo tylko 67 lat) zweryfikowały moje wcześniejsze doświadczenia.

Słuchajcie - było FANTASTYCZNIE!!!!!!!!!!!, zmęczenie i ból całego ciała były zjawiskiem normalnym. W końcu po to tam pojechałem, ale
smakiem i solą całego wypadu byli przede wszystkim jego uczestnicy. Świetni ludzie z którymi miałem ogromną przyjemność obcować.
Ludzie dzielący się swoimi wrażeniami z licznych podróży, doświadczeniami życiowymi oraz ciekawymi pasjami mającymi w naszym
wieku ogromne znaczenie.

Nie będę się rozpisywać na temat zakwaterowania i jedzenia oraz opieki organizatorów, bo były najwyższej próby - w skali od 1 do 10
daję "12". Dla mnie wypad był zdecydowanie za krótki, było bombowo.

Z pozdrowieniami dla wszystkich i do ponownego spotkania Jerzy K.

Wrażenia Pauliny Janas:

Spływ kajakowy organizowany przez fundację Podróże Bez Granic odbył się w dniach 18 – 21 czerwca 2015, bazą wypadową był w Borsk na Kaszubach.  Uczestnikami były osoby niepełnosprawne oraz osoby nieco starsze wiekiem (60+) ale jakże młode duchem.

Po przybyciu na miejsce i rozpakowaniu bagaży odbyła się kolacja integracyjna,, na której  zostaliśmy podzieleni w załogowe pary i omówiliśmy trasę spływu. Już pierwszego dnia twardy chrzest - do przepłynięcia ponad 20 km. Pogoda nas nie rozpieszczała było zimno i mokro, ale nam to nie przeszkadzało. Przecież kochamy wodę, nawet gdy leje się na nas z góry ! Wszystkim dopisywały świetne humory, a na twarzy gościły uśmiechy. Czasami było ciężko, trafialiśmy na przeszkody trudne do pokonania, tj. konary i krzaki, ale pomagając sobie wzajemnie daliśmy radę. Super gdy można liczyć na pomoc! Jakże cudownym momentem była przerwa, gdy mogliśmy się wysuszyć przy ognisku, zjeść pyszny ciepły bigos i pośmiać się z przygód.

Jednak najtrudniejszym momentem podczas tego dnia spływu był odcinek na jeziorze, prąd nas ściągał i posuwaliśmy się w systemie „jeden krok do przodu, trzy kroki w tył”. Kiedy wysiedliśmy na brzeg wszyscy byli mokrzy, bardzo zmęczeni, ale szczęśliwi i naładowani pozytywną energią.

Drugi dzień spływu to istny surwiwal. Co prawda pogoda była nieco lepsza, ale non stop trafialiśmy na, a to mieliznę, a to krzaki i konary lub śluzy. Dobrze się stało, że popłynęłam z Arturem, kajakarzem o wielkim doświadczeniu. Wiedziałam, że da radę.  Rezerwuję go sobie na następną wyprawę kajakami!!!

Ponieważ trasa trudna, wiosłowanie scedowałam na mojego towarzysza. Ja mogłam spokojnie podziwiać przepiękny krajobraz, woda była tak czysta, że widać było pływające ryby oraz leżące na dnie muszelki. I te pola żółtych grążeli. Coś pięknego. Wracaliśmy jeszcze bardziej zmęczeni niż pierwszego dnia ale też bardziej szczęśliwi. Tyle przygód, żartów dawno nie miałam.

Ciekawym faktem jest, że „zniknęła” różnica wieku między uczestnikami. Całkowicie zintegrowaliśmy się na tej wyprawie.  Byliśmy jak jedna, wielka rodzina. A po powrocie były jeszcze siły na wspólnego grilla i żarty.

No cóż, wszystko co dobre, szybko się kończy. Nadszedł czas odjazdu, wymiana maili, telefonów. Ta wyprawa pozostanie  w moim sercu  i pamięci na długi, długi czas. A przede wszystkim poznałam nowych, fajnych ludzi z pasją.

Chciałabym bardzo podziękować Fundacji Podróże Bez Granic za zorganizowanie tego spływu. Wielkie DZIĘKUJĘ dla Ani Urbańskiej za pomysł, za organizację i cierpliwość (oj, czasami bardzo była potrzebna). Ogromne DZIĘKUJĘ także dla wolontariuszy. Dzięki nim czułam się bezpiecznie na wodzie i nawet widmo wywrotki nie było mi straszne.

Wrażenia Angeliki Boniuszko:

Nie tak dawno pomyślałam sobie: “…chcesz odpocząć, oderwać myśli od codziennych zmartwień, poczuć się wolnym i jednocześnie odreagować stres? Wybierz się na slow wyprawę – obowiązkowo w kajaku. Daj sobie czas na obcowanie z naturą, chwilę refleksji i w końcu, choć na chwilę przestań „żyć w biegu”. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Co z tego, że nie potrafię pływać, boję się wody, nigdy nie byłam na spływie kajakowym, a nawet nie siedziałam w kajaku i jestem osobą niepełnosprawną poruszającą się na wózku inwalidzkim. A co tam – świat do odważnych należy.

I tak dzięki Fundacji “Podróże bez Granic”, w dniach 18-21 czerwca br wzięłam udział w wyprawie kajakarskiej w malowniczych Wdzydzach Kiszewskich – na szlaku wodnym Wdy i Trzebiochy. Myślałam, że to będzię łatwy wypoczynek, a trasa spływu będzie dostosowana łatwością i dostępem dla ON, ale pomyliłam się, to była prawdziwa wyprawa kajakarska bez taryfy ulgowej!

O ile pierwszy etap spływu był w miarę łatwy to drugi etap tejże wyprawy – następnego dnia był trudny. Po drodze musieliśmy ciągle zmagać się z deszczem i ulewami, które nas nie oszczędzały. Rzeka jest pełna niespodzianek, nagłe skręty, często jakieś zatopione pnie i drzewa, gałęzie zwisające nad samą taflą wody, czasem mielizny… Omijanie przeszkód na wodzie to niesamowita przygoda. 

Moje ogólne wrażenia z wyprawy kajakowej to przede wszystkim: przygoda, świetna zabawa i totalny wypoczynek oraz przyroda, która zachwyca… Jeśli wybierze się trasę spływu mniej popularną można naprawdę poobcować z przyrodą. Nawet najzagorzalszego mieszczucha zachwycą ogromne, stare lasy, czyste wody rzek i jezior, podpływające do kajaka łabędzie i kaczki, można spotkać też czaplę (co nam się akurat przytrafiło).

Pod koniec dnia, kiedy przelicza się "zrobioną" trasę odczuwa się satysfakcję z pokonanych kilometrów. Dodatkową odczuwa się zadowolenie z pokonanego lęku i strachu. Dookoła las, obok cichutko szemrze woda, a integracja niepełnosprawnych ze sprawnymi i seniorami to niepowtarzalne przeżycie.

Wśród pozytywów jest także to, że kajaki odrywają totalnie od życia codziennego i codziennych spraw. Przez kilka dni nie słucha się radia, nie ogląda telewizji, nie korzysta z Internetu, czas płynie jakimś własnym rytmem, dużo wolniejszym, niż na co dzień. Nie ma pośpiechu, zaganiania, człowiek ma poczucie, że na wszystko jest czas, że ze wszystkim się zdąży. I co najlepsze – tak rzeczywiście jest!

Relacja Marii Marciszewskiej

Projekt "Dostojne srebro, żywe złoto - aktywni razem" stworzył wspaniałe szanse na integrację osób niepełnosprawnych z seniorami. Wspólna podróż na Kaszuby, wspólne obcowanie i przeżywanie przygody jaką był spływ kajakowy to niecodzienne przeżycie dla wszystkich uczestników. Spotkali się w nowych warunkach, w nowej sytuacji ludzie o wielkich serach i dlatego atmosfera w grupie była doskonała. W każdym momencie czułam serdeczność, otwartość i chęć niesienia pomocy. 

Impreza trwała od 18 - 21 czerwca. Ogólnie mówiąc, była zorganizowana perfekcyjnie. Wszyscy czuliśmy się "dopieszczeni". Chwała organizatorom!. Ja - seniorka spełniłam swoje marzenie - popłynęłam beztorsko w dal i co cjwila powtarzałam - chwilo trwaj! Tak było pierwszego dnia spływu, bo drugi dostarczył sporo zmagań z rzeką, które wody były bardzo płytkie i z przeszkodami. Ale satysfakcja większa, że daliśmy radę i dopłynęliśmy do celu. Było o czym rozmawiać przy grilu i teraz w zaciszu domowym. 

Patrząc na codzienność osób niepełnosprawnych, trudno nie zauważyć wielkiej woli brania z życia co się da. Uśmiechnięci, pogodzeni z losem i gotowi na głębokie przeżywanie wszystkiego c oludzkie. Można ich tylko pokochać!

Ile we mnie od tamtych chwil pokory i refleksji. Wydaje mi się, że wróciłam inna! Wspaniała lekcja prawdziwego życia, za co serdecznie dziękuję wszystkim osobom, które spotkałam na tym spływie kajakowym. Ogromne podziękowania od grupy seniorów dla pomysłodawcy projektu. Maria Marciszewska. 

Relacja Marioli Janus

Pasją mojej niepełnosprawnej (porażenie mózgowe) córki jest WODA i – mimo problemów z chodzeniem – turystyka. Dlatego bardzo zainteresował ją program Fundacji Podróże Bez Granic. Po wysłaniu zgłoszenia, w ramach projektu "Dostojne srebro, żywe złoto - aktywni razem!", zakwalifikowała się do udziału w spływie kajakowym kaszubskimi rzekami. Ponieważ jej niepełnosprawność jest znaczna, podjęta została decyzja, że ja pojadę jako asystent.

Wyjazd nastąpił w czwartek 18.06.2015. Z duszą na ramieniu, pełni obaw, a zarazem bardzo szczęśliwi, wyruszyliśmy dużym busem z Gdyni zabierając po drodze w Gdańsku pozostałych uczestników. Mimo różnicy wieku (od 25 do 70 +) od razu zawiązała się sympatia pomiędzy członkami wyprawy i zniknęły wszelkie międzypoleniowe bariery .

Po przydzieleniu nam lokum, troszkę zmęczeni podróżą mieliśmy zamiar wpaść w objęcia Morfeusza stosunkowo wcześnie. Ale tyle ciekawych tematów do obgadania, nowi znajomi – zaczynało świtać gdy padło hasło – Śpimy.

Drugi dzień rozpoczęliśmy wspólnym śniadaniem  po którym zawieziono nas do miejsca „startu”. Załogi dopasowano tak, by osoba słabsza kondycyjnie miała silne wsparcie. Jako że nie jestem wątłej postury to tego dnia popłynęłam z córką. Trasa - Trzebiocha + Wda na odcinku Grzybowski Młyn i do Wdzydz Kiszewskich. Przygoda była niesamowita. Cudna, dzika przyroda, więź pomiędzy uczestnikami wyprawy – staraliśmy się pomagać sobie wzajemnie w trudnych momentach, poczucie bezpieczeństwa dzięki asekuracji wolontariuszy – te chwile będziemy wspominać bardzo długo.

Bardzo podobało mi się zaangażowanie ze strony „starszych” uczestników eskapady – ich poczucie humoru i dystans do niektórych kłopotliwych sytuacji powodował, że nie były już przykre. Celowo użyłam cudzysłowia – na tej wyprawie nie było osób niepełnosprawnych i starszych wiekiem. Byliśmy po prostu super kajakarzami. Po wyjściu z kajaka nam wszystkim nogi drżały ze zmęczenia i kręciło się w głowie. Zmęczeni i utrudzeni, lecz zawsze uśmiechnięci, po ciężkim dniu, rano byliśmy gotowi, by wyruszać dalej.

Drugiego dnia nastąpiła zmiana w obsadzie, ja mogłam odpocząć, a córka popłynęła pod opieką samego Mistrza kajakarstwa – Artura. Także osoba niepełnosprawna ale o wielkim harcie ducha i ogromnych umiejętnościach. Córka czuła się pewniej niż płynąc ze mną tym bardziej, że trasa była trudniejsza. Ekipa wróciła zmęczona, ale jakże wszyscy byli zadowoleni. Były jeszcze siły na wspólne grillowanie i żarty.

Niestety, czas szybko biegnie i już jest niedzielny poranek. Pora pożegnać się i wracać. Jeszcze wymiana maili, kont na facebooku i zostały już tylko cudne wspomnienia. Ale zostało jeszcze coś bardzo ważnego – świadomość, że można aktywnie żyć i – jeśli się tego naprawdę chce - można pokonać wiele barier.

Mówiąc bariery, myślimy często tylko o barierach architektonicznych. Tych w trakcie wyprawy było sporo (w busie, pensjonacie, nad wodą) i bez pomocy młodych wolontariuszy, wyprawy nie dałoby się przeprowadzić. Jednakże osoby niepełnosprawne i w starszym wieku zmagają się z wieloma innymi barierami natury psychicznej i fizycznej. Dla niektórych uczestników wyjazdu udział w atrakcjach był przekroczeniem własnych lęków i ograniczeń. Obawiali się czy asystenci, wolontariusze i współtowarzysze wyprawy, których przecież nie znali, będą potrafili im odpowiednio pomóc, czy są przygotowani, czy nie będą się ich bać i będą potrafili normalnie z nimi rozmawiać. Ostatecznie zadowolone i radosne miny świadczyły o tym, że warto prowadzić takie działania, tym bardziej, kiedy służą one wyciąganiu z domów i pokazaniu, że można żyć aktywniej. A nawiązanie pozytywnych relacji młodzieży z osobami starszymi pokazuje, że nie istnieją jakiekolwiek bariery.

Bardzo dziękujemy wraz z córką organizatorom tej eskapady, szczególnie Ani Urbańskiej. Bez jej uporu, hartu i trudu, zdolności organizacyjnych ale przede wszystkim życzliwości ta przygoda nie mogłaby dojść do skutku i wiele osób nie mogłoby spełnić swoich marzeń.