MENU ↓
powróć na start

To, co landrowerowe niestety szybko się kończy. Za nami intensywny październikowy weekend z landrowerami szlakiem piastowskim po Wielkopolsce. 

Co zwiedziliśmy? Kawałek historii w Gnieźnie i Biskupinie. Co znaleźliśmy? Złotą polską jesień w Puszczy Zielonka. Co robiliśmy? Offroadowaliśmy terenówkami i na piechotę i … strzelaliśmy. Do tego mnóstwo uśmiechów, integracje do późnych godzin nocnych, nowe znajomości. Weekend był wyjątkowo ciepły i słoneczny jak na tę porę roku i, masz ci los, kalosze i parasole się nie przydały, ku udręce tych, którym marzył się przejazd w błocie (tak Kubo i Darku, to o Was). A jesienny deszcz spadł dopiero w godzinę wyjazdu. Ale po kolei.

Na szlaku piastowskim

Piątek był dniem z historią. Początek naszej przygody na wielkopolskiej nitce szlaku piastowskiego rozpoczęliśmy od Gniezna i jego majestatycznej katedry na Wzgórzu Lecha. Oddano nas pod opiekę pań przewodniczek i zaprowadzono do katedralnych podziemi z reliktami wcześniejszych świątyń romańskiej i przedromańskiej oraz grobowcami, m. in. Ignacego Krasickiego leżącego pośród arcybiskupów. A w podziemiach, jak to w podziemiach, schody, wąskie przejścia i ponownie schody, nie było łatwo. Gotycka katedra pamięta koronację królów, Zjazd Gnieźnieński i św. Wojciecha. Częściowo zniszczona w czasie II wojny, odzyskała dawną świetność z gotyckim wnętrzem i wieńcem bogato zdobionych kaplic w różnych stylach, a także z barokową konfesją wzorowaną na tej z bazyliki św. Piotra na Watykanie oraz srebrną trumną z relikwiami św. Wojciecha. Przy dawnym wejściu do katedry wysłuchaliśmy historii owego Wojciecha odlanej z brązu na najsłynniejszych polskich drzwiach – Drzwiach Gnieźnieńskich. W przykatedralnym muzeum obejrzeliśmy unikatowe cuda sztuki sakralnej jak narzędzia liturgiczne, tkaniny, pierścienie, monstrancje i kielichy, m.in. agatową czarę św. Wojciecha i dwa kielichy Dąbrówki.
Po obiadku czas na podbój Biskupina i zwiedzanie zrekonstruowanego grodu obronnego kultury łużyckiej. To takie zamknięte osiedle domów wielorodzinnych sprzed kilku tysięcy lat z lokalami usługowymi, przepięknie położone nad Jeziorem Biskupińskim. Wszystko w drewnie. Nieopodal średniowieczna wioska i muzeum. A tam nasz przewodnik opowiadał o gadżetach znalezionych w grodzie, broni, narzędziach i ciuchach. Trzeba się było trochę nachodzić, ale solidna lekcja historii w połączeniu z jesiennym spacerkiem zaliczona.
Wieczorkiem, po kolacji, a przed integracją, wysłuchaliśmy jeszcze opowieści z wyprawy po Japonii Arturra i jego małżonki. Nasz prelegent opowiadał o pagodach, jedzeniu, komunikacji i o tym, jak europejczyk odnajduje się w kraju kwitnącej wiśni. Do tego pakiet pięknych zdjęć i Japonia zaliczona. W żółtych płomieniach liści.

Dzień przyrodniczy spędziliśmy jadąc w kolumnie landrowerów prowadzonej przez pana leśniczego. Był naszym przewodnikiem po tych terenach i z nim mogliśmy wjechać, tam gdzie na co dzień wjechać nie można. Zaczęliśmy w Dąbrówce Kościelnej z kościołem będącym sanktuarium na szlaku pielgrzymkowym. Miejsce słynące z cudownego obrazu Matki Boskiej leży na szlaku pielgrzymkowym wielkopolskiej nitki Drogi św. Jakuba. Zatrzymaliśmy się przy głazie upamiętniającym Jana Pawła II i dębie papieskim wyhodowanym z żołędzi Dębu Chrobry. A potem już było tylko piękniej. Jeździliśmy po złoto-pomarańczowej Puszczy Zielonka i Rezerwacie Klasztorne Modrzewie, nazwanym tak na cześć występujących tu drzew. Co uważniejsi mogli dostrzec przemykające między drzewami daniele, których sporo tu mieszka. Las odkrywał przed nami swoje liczne tajemnice i niespodzianki. Przejeżdżaliśmy przez Dużą Gwiazdę, czyli skrzyżowanie historycznych szlaków komunikacyjnych i leśnych, m.in. Traktu Poznań. Dalej koło uroczyska Maruszka, gdzie na miejscu dawnej karczmy stoi figura Matki Boskiej, jedna z wielu kapliczek w tym lesie. Nieopodal bezimienne dwa groby z brzozowymi krzyżami, ponoć pamiętające historię nieszczęśliwej miłości. Wiodą tu też wielkopolskie szlaki rowerowe i piesze. Puszcza ugościła nas wyjątkowo malowniczo, na nasz przyjazd fundując nam bezwietrzną, słoneczną złotą polską jesień, a leśny zapach owiewał nasze ryczące maszyny mknące po leśnych duktach. Niekiedy tylko jakiś zabłąkany żółciejący listek spadał na szybę. Żeby za dużo jeżdżenia nie było leśniczy poprowadził nas do arboretum w Zielonce (to rodzaj ogrodu dendrologicznego) i tu mały spacerek wśród zieleni. Na koniec ognicho z grochówką, kiełbaskami i pysznym ciastem i leśny offroad zaliczony.
Turniej

W dzień wyjazdu ostatnia atrakcja, czyli wizyta u Kurkowego Bractwa Strzeleckiego w miejscowości Skoki. Przy cieście i herbatce w historycznej siedzibie, panowie z bractwa opowiedzieli nam swoją historię, pokazywali nam pięknie zdobioną broń czarnoprochową i zaprosili do udziału w turnieju strzeleckim. Było emocjonująco, wyłoniono zwycięzców (brawo kochani!) i każdy z uczestników dostał pamiątkowy dyplom. Tak więc kolejna sprawność harcerska zaliczona.

No i wtedy spadł deszcz i czas było rozjechać się po Polsce. Pożegnani przez panów z bractwa salwami z pięknie zdobionej broni pożegnaliśmy się i kolejny landrowerowy wyjazd dobiegł końca. Wielkopolska zaliczona.

P.S. Zdjęcia dzięki uprzejmości Krzysztofa.